środa, 27 lutego 2013

Zastanawiam się czy to w ogóle była depresja, i dochodzę do wniosku, że to był epizod depresyjny, który zaczął się niebezpiecznie pogłębiać, jednak dobrze zdiagnozowany został w doskonały sposób przeze
mnie wyeliminowany.
To nie było to samo co depresja po porodowa gdzie miesiąc po porodzie, wiedziałam całą sobą że dzieje się coś naprawdę niedobrego wewnątrz mnie.
Miałam małą istotkę, którą w planie miałam bardzo ale to bardzo ogromnie kochać, a ja po prostu nie czułam nic, i to nic to było mało do opisania. Wypełniała mnie tak wszechogarniająca pustka, że pochłaniała mnie od środka. Zastanawiałam się nad tym patrząc na to małe wątłe ciałko, i chciałam z całej siły poczuć coś cokolwiek do tej istotki, którą karmiłam własną piersią -niestety nie czułam nic.
Po trochu nicość ogarnęła nie tylko istotkę, ale wpłynęła na całe moje otoczenie, męża, znajomych atmosferę w domu, nie byłam sobą zostały zblokowane wszelkie moje działania, już sama nie potrafiłam zdecydować np. co zrobić na obiad.
Działałam jak robot któremu jak się wprowadzi program to go wykona, jak nic nie zostanie zaprogramowane nie zrobi samemu absolutnie nic.
Mąż przeczuwał że coś jest nie do końca dobrze, jednak pracował bardzo dużo, a ja prawie do samego końca upierałam się że jest wszystko ok.
Dopiero jak moje pytania dotyczące dosłownie wszystkiego, zaczęły go naprawdę zadręczać, zaczął się zastanawiać czy na pewno nie mam depresji zaczął się dopytywać i drążyć...
Zaczęliśmy rozmawiać.
Mąż przede wszystkim pytał się czy miałam jakiś złych myśli, zamiarów w stosunku do dziecka, na całe szczęście do takich nie doszło, po prostu bezdenna pustka, i tak z autopsji wiem że ona jest wystarczająco przytłaczająca.
I dopiero myśl która mi wtedy przemknęła przez umysł, którą złapałam i zastanowiłam się nad nią stwierdziłam, że potrzebuję pomocy owa myśl była prosta i teraz wydawać się może nawet śmieszna chciałam się zapytać mężowi cyt: "czy ja mogę teraz pójść do toalety?" w tym momencie ja sama już nie potrafiłam bez wydanego polecenia wykonać nawet najprostszej czynności fizjologicznej, mnie wtedy absolutnie nie było do śmiechu, zresztą chyba zapomniałam, że coś takiego jak śmiech w ogóle istnieje.
Od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Miałam koleżankę która też niedawno urodziła synka, jej mama jest położną w Polsce, kilka telefonów i decyzja podjęta za mnie, żeby natychmiast zgłosić się do specjalisty.
Pojechaliśmy do szpitala razem z koleżanką której z oporami opowiedziałam o moich odczuciach.
Z racji tego że nie mówiłam prawie wcale po islandzku, chciałam ją na tłumacza, żeby nie trzeba było innych wtajemniczonych, czułam jakiś wewnętrzny wstyd przed tą całą sytuacją moje myśli krążyły jakoś cyt: " ty  młoda matka! inne kobiety chcą pragną dzieci a nie mogą ich mieć z różnych powodów, a ty je masz i można by powiedzieć w ogóle ci na nim nie zależy, nie zasługujesz na nie" i ja się z tymi myślami zgadzałam.
Po prawie trzech godzinach "wałkowania, maglowania", testów powtarzania się, i wmawiania mi że potrzebuję pomocy zgadzałam się już prawie na wszystko, tzn. stanęło na tym, że codziennie będę brać małą "pigułeczkę szczęścia" jak to nazwałam, dałam tylko jeden warunek.
Karmię dziecko piersią chce by dziecko było bezpieczne, nie chcę by ta pigułka w jakikolwiek sposób negatywnie mogła wpłynąć na dziecko, może miałam depresje ale i świadomość, że chcę wszystkiego dobrego dla tego maleństwa, jakoś z tego wyjdę dla niej myślałam.
Moim planem szukając pomocy była naiwna myśl, że zostanę zapisana do jakiejś grupy wsparcia, że porozmawiam z kobietami które już przez to przebrnęły, wyszły z tego i teraz mogą się cieszyć swoim macierzyństwem, ale tu wyszło inaczej gdzie na Islandii grupy wsparcia, i co może jeszcze po polsku?? haha nic takiego przynajmniej wtedy nie miało tutaj racji bytu.
Po wyjściu ze szpitala czułam się zmęczona i chyba odrobinę zawiedziona, pojechaliśmy od razu do apteki wykupić lek. Mimo że osobiście jestem przeciwniczką jakichkolwiek pigułek, oprócz witamin postanowiłam dogłębnie zlustrować ulotkę i skład.
Google translator nawet trochę pomógł. Następnie telefon znów do koleżanki, która ma mamę położną, podałam nazwę leku, za 10 min. odpowiedź Iza na rany boskie pod żadnym pozorem nie bierz tego świństwa, jeżeli chcesz mieć zdrowe dziecko, takiej listy przeciwwskazań w szczególności na małe niemowlęta jeszcze w życiu nie widziałam.
Przeczytałam wszystko co było w necie na temat tego paskudztwa, nie uwierzycie ale wzbierająca fala wściekłości i złości jaką wtedy poczułam, pobiła chyba wszystkie dotychczasowe razem wzięte negatywne emocje, byłam tak zła! tak wkurzona! tak wzburzona! Myślałam że eksploduję biegałam po mieszkaniu i krzyczałam jak to możliwe "specjaliści" psioczyłam na głos...
Żeby za chwilę uświadamiając sobie w jakim stanie nastroju emocjonalnego jestem, moja cała złość i wściekłość przeobraziła się w śmiech, ucieszyłam się ogromnie, tak bardzo, jak przed chwilą byłam wściekła!
Tak teraz można powiedzieć byłam szczęśliwa bo wreszcie coś poczułam, a że to wpierw była złość cóż, ona też jest emocją, a to było wspaniałe.
Później małymi kroczkami moje życie zaczęło powracać do normalności, w chwilach zobojętnienia, przypominałam sobie te całą historię i emocje złości i radości, i codziennie z coraz większą miłością patrzyłam na moją kochaną córeczkę.
Tabletki dałam do wyrzucenia w tej samej aptece co kupiłam.

pozdrawiam wszystkie kobiety trzymajcie się mamusie 
Izabela

czwartek, 21 lutego 2013

Na kaca najlepsza jest praca - na depresje też!

dziś 21luty 2013
Sama zadałam sobie tyle zadań do robienia, że nie mam ani chwili dla siebie chyba że w nocy, właśnie teraz...
Nauka jazdy idzie mi całkiem nieźle, przynajmniej tak mi się wydaje ale to była dopiero 7-ma jazda,
za to kiedy zapytałam się instruktora jak mi idzie stwierdził łamaną polszczyzną cyt."Ło Matko Bozia",
po czym dodał, że często jeżdżę dobrze... :)
ale pewnie chciał dodać że jeszcze częściej źle!
Podsumowując jazda samochodem coraz bardziej mi się podoba bo są tutaj długie, szerokie i prawie nie dziurawe jezdnie, za to rond od groma i ciut ciut.
Szkoła Islandzkiego jest świetna. Trzy godziny dziennie jestem zmuszona poniekąd wysławiać się po islandzku, a przynajmniej dzielnie próbuję kalecząc ten język niemiłosiernie. Więc jak idę po zajęciach gdziekolwiek, gdzie nie muszę się już "produkować" po islandzku tak jakoś sam ten język mi się ciśnie na usta. Chyba to pierwszy krok by zacząć, go praktykować intensywniej tylko z kim? i gdzie?
Pływalnia! to jest dobry pomysł, przynajmniej na początek. Islandczycy uwielbiają przesiadywać w gorących źródełkach i się wygrzewać, przy okazji dyskutując na prawie wszystkie tematy, tam można się trochę podszkolić.
Zastanawiam się co by zamieszczać co ciekawsze zwroty po "ichniemu", to była na razie myśl zwykły pomysł może do tego wrócę jak będę mieć więcej wolnego czasu a na razie.

Póki co i na całe szczęście i na wieki wieków niech przepadnie w czeluściach zapomnienia i nie mam nawet czasu i chęci myśleć o DEPRESJI, która znalazła się w tytule tego bloga poszła i jej nie ma i niech nie wraca


góða nótt - dobranoc
Sjáumst á morgun - do zobaczenia jutro

podsumowanie
-zrobiłam plan *(nie dać się depresji) rozwinąć się w kilku kierunkach
-wyznaczyłam cele **(zdać prawko, nauczyć się islandzkiego w stopniu komunikatywnym)
-zagospodarowałam prawie każdą minutę dnia
-nie mam czasu na użalanie się nad sobą
-postanowiłam nad sobą pracować być zdeterminowaną 
-systematycznie dążyć do celu
-w momentach słabości staram się zmobilizować wesołą muzyką lub afirmacjami albo daję sobie wycisk fizyczny 

wszystko podam w odp. czasie
buziaki dla was kochani idę spać wybiła godzina 00:00
Izabela

niedziela, 17 lutego 2013

OOOOO Matko!
Toż to woła o pomstę do nieba, za co ja się biorę, z motyką na słońce!
Nie dość że sama z sobą nie mogę się uporać, z jednej strony to przy napadzie weny, chwilowego olśnienia, chciałabym zrobić wszystko na raz! Co jest ze względów oczywistych niemożliwe do wykonania.
I tak szarpię się między jedną rzeczą a trzecią, efekty mizerne we wszystkich rozpoczętych działaniach, a plany pod czaszką się kotłują.
Wolę już to niż całkowite zobojętnienie na wszystko i zamykanie się w sobie.
I dlatego tutaj jestem to mój pierwszy krok, by coś wreszcie ze sobą zrobić wykrzesać z siebie.
Wiem że zaczęłam tragicznie ale to nie ma być tragedia tylko całkiem dobry "film" z super finałem, jakiego nawet ja się nie spodziewam.
Od jutra zaczynam pomału coś ze swoim życiem i swoimi postami zrobić, bo jak to co nabazgrałam wcześniej przeczytałam, to myślałam, że dopiero dostanę depresji! To było wręcz odpychające, mam nadzieję że moja passa będzie trwać.
Jutro jazda i szkoła, więc mam co do roboty.
ps. a ostatnio prania nie powiesiłam...